1 lut 2011

jak siebie samego...

Zastanawiam się nad filozofią życia niektórych chrześcijan, którzy żyjąc w cywilizowanym świecie, w XXI wieku, nauczają z uporem, że trzeba dbać o innych pomijając, albo kosztem samych siebie. Liczy się drugi, nie liczę się ja. Osobiście nie zgadzam się z tą filozofią, gdyż przykazanie miłości uczy mnie, żebym „miłował bliźniego swego JAK SIEBIE SAMEGO”, a nie „w miejsce siebie samego”! Muszę zatem wpierw zadbać o siebie, później mogę pomyśleć o drugim. Dotyczy to nie tylko kwestii materialnych, ale także duchowych. Co za pożytek osiągnę, gdy pomogę się zbawić całemu światu, a swoją duszę skażę na potępienie…

Piszę te słowa w kontekście pewnych sytuacji, w których się znalazłem, i za które, przynajmniej „z papierka” powinienem być odpowiedzialny… Sytuacja jest absolutnie dla mnie nowa. Żałosne i żenujące jest to, gdy wracam po kilku godzinach pracy, do domu, zmęczony, i… zastanawiam się, czy nie lepiej od razu pójść do jakiejś knajpy, żeby cokolwiek uczciwego zjeść. Nie jestem wymagający, uważam jednak, że coś uczciwego powinno być. Rano, jak sobie nie zorganizuję czegoś, to idę do pracy o pustym żołądku, gdyż odpowiedzialne za kuchnię osoby przyjdą długo później, żeby przygotować śniadanko najpierw dla siebie. No właśnie: „Najpierw dla siebie”, tyle, że za moje pieniądze… Chyba jeszcze w życiu takiej sytuacji nie miałem, nawet, gdy przyszło mi przez dwa miesiące żyć w afrykańskiej, ubogiej rzeczywistości! Dlaczego? Chyba tylko z powodu powywracanego porządku i BRAKU ODWAGI, (także mojej), by trzasnąć w stół i powiedzieć, że czas najpierw pomyśleć o sobie!

Inna rzeczywistość to ta duchowa… w podobnie żałosnej sytuacji. Brak przestrzeni sacrum w domu, który z założenia powinien takim być, brak wyznaczonego czasu na wspólne duchowe „ucztowanie”, na rzecz działalności „apostolskiej” jest w moim odczuciu jakąś wielką POMYŁKĄ. Cóż, muszę znów powiedzieć chyba: „Mea culpa!”, że się temu tak poddaję!

Chyba czas odwrócić porządek, zmienić nieco tę dziwaczną filozofię życia, wg której liczy się wszystko i wszyscy, tylko najmniej ja sam, na tę ewangeliczną: „Miłuj bliźniego swego JAK SIEBIE SAMEGO”!

Dodaj odwagi i siły, Panie!

4 komentarze:

  1. To Ksiądz ma takie problemy i nic nie mówi? Przecież wokół są bardzo, bardzo życzliwi ludzie, chętni do pomocy, wystarczy powiedzieć. Pewnych spraw za Was, księży, nie załatwimy, musicie we własnym gronie ustalić co do kogo należy, co komu wolno, gdzieś są granice, to się nazywa przyzwoitość. Aż mi wstyd za te osoby, o których Ksiądz pisze. A swoją drogą, jako odpowiedzialny za to miejsce od strony duchowej ma Ksiądz doskonały powód oraz wszelkie prerogatywy żeby w wyżej wspomniany stół uderzyć. Basta! Tak to jakoś brzmi po włosku. Miejsce na kaplicę pewnie się znajdzie. Pieniądze? Trzeba ogłosić wśród parafian, że jest taka szczytna potrzeba. Nawet skromnie, ale przecież można urządzić w miarę szybko.
    A szkoła, to jest pralnia. Wychodzi człowiek jak wymoczek, wyprany, wyżęty i rzadko bardziej święty, bo mu się na usta cisną... takie różne słowa. Choć dzieci bywają słodkie i kochane. Pojedynczo.
    Prosimy, my parafianie, o większe zaufanie, proszę nie narzekać tylko konkretnie ustalić listę potrzeb i - jak mówią angielscy biznesmeni - delegate!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dobre słowo, zrozumienie i wsparcie! Napisałem dopisek, gdyż jednak za bardzo narzekam. Nie powinienem. Może zbyt wiele się uzbierało... Muszę jednak być trochę pokorniejszy i skromniejszy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ponarzekać trochę można, po to są przyjaciele i blogi :-), ale potem trzeba im pozwolić zakasać rękawy i wziąć się do pracy, czyli dać sobie zwyczajnie pomóc. Piękna jest ta modlitwa:
    "Panie naucz mnie zmieniać to, co mogę zmienić, godzić się z tym, czego zmienić nie mogę i naucz mnie odróżniać jedno od drugiego."
    Bardzo serdecznie pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z całym szacunkiem proszę Księdza, ale miliony ludzi muszą sobie same zorganizować coś do jedzenia zanim wyjdą do pracy. I również miliony muszą sobie same przygotować obiad i to nie tylko dla siebie ale też dla rodziny. I wracają z pracy równie wyplute jak Ksiądz a tu w domu jeszcze czekają dzieci, żeby okazać im miłość.

    OdpowiedzUsuń