18 lut 2011

W cieniu archikatedry


Kilka dni w cieniu wrocławskiej archikatedry, na Ostrowie Tumskim. Prowadzę rekolekcje dla sióstr elżbietanek. Lectio divina. Kilka zaledwie fragmentów z Ewangelii wg św. Jana. W wolnym czasie sporo spaceruję, patrzę, rozmyślam. Gotycka archikatedra, dumnie i dostojnie wystrzela w górę, swoimi 37 metrowymi hełmami. Jest ona Matką kościołów diecezji, która ponownie stała się moim domem. Na jak długo? Tego nie wiem. Obok gmachy Wydziału Teologicznego, na którym obroniłem ongiś magisterium. Idę w kierunku kościoła Matki Bożej na Piasku. Próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie, czy czuję się tu jak w domu? Czy odkrywam jakiś głębszy związek z tym miejscem? Trudno mi dać odpowiedź. Póki co trudno…

Tak, wiem. Jestem człowiekiem w drodze. Czasami jednak myślę, że trzeba by było już się jakoś ustabilizować na jakiś czas. Gdzieś się zadomowić. Więcej tworzyć. Budować. Nie od miejsca to zależy jednak, a od relacji z ludźmi, od przyjaźni, zaangażowania w dzieła. Wiele mnie łączy z Wrocławiem. Lata studiów, wchodzenia w dorosłość. Jednak czy jest tu już mój dom?

Widzę, że powinienem więcej studiować. Pokochać bardziej samotność. Tę twórczą. Modlić się, czytać, pisać, tworzyć i głosić. Na ambonie i uczelnianej katedrze. W indywidualnych rozmowach i posłudze. Tak, muszę zrobić ten krok i pokochać bardziej samotność. Ona jest dobra i potrzebna. Z niej rodzą się relacje z ludźmi, głębokie i szczere. A to już tylko krok do tego, by mieć poczucie zadomowienia się. Na jakiś czas. Przynajmniej…

Patrzę na oświetloną pięknie wrocławską katedrę. Latarnik pozapalał już gazowe lampy na Ostrowie Tumskim. Delikatnie pada śnieg. A ja wymieniam serdeczny uścisk z moją samotnością…

5 komentarzy:

  1. Ech, chciałam się odezwać w sprawie tej poruszonej w poprzedniej notce, bo w Rzymie mam Przyjaciela, którego chciałam polecić jako kierownika duchowego, no ale to już nie Rzym, jak widzę. To jeszcze jeden pomysł mam, ale może za daleko? Choć znam kogoś, kto i z Ukrainy do tego kogoś "dojeżdża"... Pozdrawiam serdecznie (zaglądałam tu w "tętniakowych czasach" - pamiętałam).
    A tak a propos drogi... (z Tolkiena)
    'Good night, my friends!' said Galadriel. 'Sleep in peace! Do not trouble your hearts overmuch with thought of the road tonight. Maybe the paths that you each shall tread are already laid before your feet, though you do not see them. Good night!'

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za pamięć i troskę! To prawda, od jakiegoś czasu jestem na Dolnym Sląsku, nie w Rzymie. Chyba też ostatnio znalazłem dla siebie kierownika duchowego!!! A poza tym, thank you for Tolkien! Have a nice Sunday! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki i wzajemnie! Moja już jest miła! Wybieram się razem z synem na "Jak zostać królem", a pod wieczór zapowiedział się na kawę ten, o którym pisałam wyżej (białej maści:)). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie także Wrocław jest bliski, choć w sumie spędziłem tam może 3 tygodnie... Mieszka tam jednak ktoś mi bliski, samo miasto zaś ujmuje urodą i znakomitymi, nastrojowymi lokalami o wyraźnie niższych, niż warszawskie, cenach ;-) Jeśli zaś idzie o samotność - a to temat dobrze mi znany - nie jest łatwo, ale trzeba oswajać ją, jak się zdaje wciąż na nowo. W przypadku osób duchownych może duchowym wsparciem będzie świadomość, że samotne są "po Coś" a nie z przypadku, jak wielu świeckich? Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze raz ja. Film genialny! - gorąco polecam. A na nowy tydzień jeszcze coś z Tolkiena:) O przyjaźni (też dlatego, że o tym było na/w blogu). Frodo: "Go back, Sam! I'm going to Mordor alone". Sam: "Of course you are, and I'm coming with you!"
    PS Nie umiem się w tych profilach połapać, więc wychodzi: Anonimowy pisze...

    OdpowiedzUsuń