14 gru 2008

O zagubieniu i byciu poszukiwanym... z lektur Al Romolo

„Patrzę na swoje życie: stale się gubię.
Moje życie jest ciągłym gubieniem się, żeby On mógł mnie znajdować, żeby stawał mi się coraz bardziej potrzebny, coraz bardziej bliski. Żebym stale odkrywał, że On szukając mnie, usiadł znużony. A ‘znużony’ oznacza 'miłość aż do znużenia’. Po grzechu pierworodnym Bóg tak będzie kochał człowieka – wciąż go szukając, ‘aż do znużenia’, aż do umęczenia.
W Eucharystii Jezus nawiedza mnie, stale zagubionego. Ale zagubienie jest przecież moim stanem normalnym, nie ma więc powodu do smutku. Tylko zagubiony mogę być odnaleziony. Inaczej On mnie nie odnajdzie, bo nie będę Go potrzebował, nie wpuszczę do siebie tej Miłości eucharystycznej. Bo muszą być przecież dwie miłości szukające się nawzajem. On zawsze daje mi łaskę, bym Go szukał, bo to moje szukanie jest wyrazem wiary, nadziei i miłości”.

* * *

„W tych chwilach największego zagubienia On sam przyciąga mnie swoją łaską przed ołtarz. Bo On też ‘ma nadzieję, że odkryję tę Jego niezwykłą miłość, jaka się z ołtarza eucharystycznego rozlewa. W każdej Mszy Świętej mnie szukasz. To Ty mnie szukasz, nie ja – Ciebie. Ty zawsze jesteś pierwszy. Kiedy gubię się, martwię, że już wszystko stracone, bo sam nie jestem w stanie wrócić, Ty mnie znajdujesz, by powiedzieć: ‘Zobacz – jestem. Na ołtarzu’.

Nikt mnie nie szuka, tylko On. Kiedy w momentach kryzysu widzę, że nikt mnie nie chce, to mogę uchwycić się jak kotwicy tej niezwykłej prawdy, że choć właściwie cały jestem gubieniem się, to On cały jest obecny w poszukiwaniu mnie. I że w końcu wszystko w nim odnajdę. Bo On wszystko mi daje. Właśnie dlatego, że dając, chce mnie głębiej pociągnąć ku pragnieniu tylko Jego. Chce, żebym zrozumiał, że świat nie będzie mnie potrzebował – świat moich przyjaciół, rodziny, moich bliskich czy dalekich. Bo dla świata jestem najczęściej przedmiotem użytkowym, potrzebnym do załatwienia jakiejś sprawy. Wcześniej czy później odkryję, że nikt mnie nie chce dla mnie samego. Tylko On”.

* * *

„Za mało żyję wiarą, bo często żyję tak, jakby On nie istniał. Żyć wiarą – to wciąż próbować zwracać myśl ku Niemu. Co On teraz robi? Kiedy ja wstaję, myję się, szykuję do wyjścia. On odpoczywa? Patrzy? Jest bardzo daleko? Kiedy jem śniadanie spiesząc się – nie do Niego, tylko do pracy, a tym samym będąc w stanie zagubienia. Co On robi? Kiedy idę na Mszę świętą przyspieszając kroku, by się nie spóźnić, by obowiązkowi stało się zadość – On szuka mnie aż do znużenia”.

* * *

Ks. Tadeusz Dajczer, Zdumiewająca bliskość, z rozdziału Szuka mnie aż do znużenia, Wydawnictwo Fidei, Warszawa 2008.

* * *

Dziękuję, Księże Tadeuszu! Te słowa są odzwierciedleniem mojej codzienności… Czytałem je wczoraj w autobusie nr 23 jadąc w stronę Piramidy i miałem przed oczami konkretne ilustracje… Moje życie, moje zagubienia i Jego poszukującą aż do znużenia MIŁOŚĆ…

1 komentarz:

  1. Dzięki! "Muszą być dwie miłości szukające się nawzajem... Szukając mnie usiadł znużony..." Dzięki!

    OdpowiedzUsuń