29 mar 2009

Taki, co w głowie uradzi...

Dawno nie pisałem, jakoś tak wyszło, a wiele się dzieje. Tak wiele, że sam już nie nadążam za tym wszystkim! I to bynajmniej tym razem nie nawał pracy… Express, o którym pisałem jakiś czas temu musi wyhamować. Musi. Przynajmniej na jakiś czas…

Z końcem lutego przyleciałem do Polski. Ambitne plany. Pisanie pracy dr w Bagnie, o którym chciałem i tu się po-dzielić (mam nadzieję, że ten temat wróci), zredagowanie kilku tekstów (z których jeden składa się już w wydawnictwie i za kilka tygodni ukaże się jako kolejny numer „Zeszytów Formacji Duchowej”), od czasu do czasu głoszenie rekolekcji wielkopostnych… takie to były plany ambitne, których zakończenie było przewidziane na dzień 9 kwietnia, kiedy to miałem polecieć z powrotem do Italii. Jednak wszystko uległo nieoczekiwanej zmianie…

Odkąd pamiętam zawsze frapowały mnie słowa tzw. wersji ludowej psalmu 112, śpiewanego w czasie niedzielnych Nieszporów w polskich kościołach: „Taki, co w głowie uradzi, do skutku nie doprowadzi”. Oto prawdziwa mądrość, której wiele razy już w życiu doświadczyłem. Aktualnie powraca kolejny raz, może silniej jeszcze niż kiedykolwiek wcześniej…

Tydzień temu w czwartek wybrałem się na badanie tzw. echa serca. Miałem takie zalecenie po ostatnim EKG. Czułem, że nie wszystko w tym życiowym pośpiechu funkcjonuje jak powinno. W czasie badania pani kardiolog powiedziała: „Tętniak aorty wstępującej plus zastawka dwupłatkowa. To trzeba zbadać dokładniej i… nie da się uniknąć operacji”. Takie słowa brzmią jak wyrok. Wyszedłem z gabinetu otumaniony. Następnego dnia krótka wizyta w Górnośląskim Ośrodku Kardiologii w Katowicach – Ochojcu i krótka decyzja: trzeba się czym prędzej położyć na kardiologii a stamtąd przejść na kardiochirurgię i zreperować to, co chore.

Wszystko to spadło na mnie nagle. Nie potrafię się otrząsnąć. Kumulują się we mnie pytania o to, jak się to wszystko zakończy, jak będzie wyglądała moja przyszłość, etc. Jeszcze dwa tygodnie temu czytałem ludziom na rekolekcjach fragment z książki Tamary Zwierzyńskiej-Matzke, która będąc chorą na raka pisała swój pamiętnik pt. „Czasami wołam w niebo”. Książka ta ukazała się już po jej śmierci. Tamara miała tylko 31 lat. Pisała: „Czasami wołam w niebo: Dlaczego ja? Dlaczego właśnie ja? I jest w tym tak wiele bólu, żalu i potępienia samej siebie za słabość tej rozpaczy. Za niemożność bycia silną. Człowiek, który ujrzał śmierć siedzącą w zamyśleniu na fotelu, ma w sobie ciszę. Ciszę przejmującą. Nie żaden strach. Bo strach się skończył, tak jak łzy. Tylko życie trwa, lecz nie wiadomo, jak długo jeszcze”. Czytałem z ambony to wołanie Tamary rozumiejąc je (choć jeszcze wtedy nie wiedziałem, co mnie czeka), ale nie do końca potrafiłem się z nim zgodzić. To prawda, że człowiek pyta czasem DLACZEGO WŁAŚNIE JA? I zostaje bez odpowiedzi, bezsilny wobec własnej bezsilności. Bo… niczego nie da się tu zmienić. Tylko jednego nie wolno: nie wolno stracić nadziei i popaść w rozpacz! Nie wolno! Nadzieja! Patrzeć w przyszłość nawet wtedy, gdy jest ciężko! O tym mówiłem ludziom a kontekście słów Tamary.

A dzisiaj, dwa tygodnie później, w przerwie szpitalnej, poproszony o wygłoszenie kazania powiedziałem z wiarą i przekonaniem, że pragnienie ludzi, by móc ujrzeć Jezusa, jest wciąż aktualne. I w odpowiedzi na nie człowiek otrzymuje wciąż ten sam, paradoksalny obraz Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Choć trudno się nieraz z tym zgodzić, bo wydaje się to nierealne, jednak ostatnim słowem nie jest i nie będzie Wielki Piątek, ale poranek wielkanocny! Dlatego trzeba się chwytać krzyża i Ukrzyżowanego i tak się trzymać Go! I nie tracić nadziei. To prawda, pytam się, dlaczego znowu ja? Dlaczego w moim życiu tak wiele muszę płacić za wszystko. Dlaczego, dlaczego? Odpowiedź jest w dzisiejszej Liturgii Słowa. I w Liście do Hebrajczyków, który przypomina, że Chrystus nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A więc odpowiedź jest w tym: bezwzględne posłuszeństwo woli Bożej! Wszystkie plany, zamierzenia, ambicje trzeba czasem odłożyć na bok. Nie dlatego, że ma się takie „widzi mi się”, ale dlatego, że w danym momencie okazuje się to po prostu zbędne. Chodzi o coś więcej. Chodzi o nawrócenie, czyli o poddanie wszystkiego, absolutnie wszystkiego Komuś, kto jedynie jest mocny, by „stworzyć we mnie serce czyste”, serce nowe, serce kochające i otwarte na Niego i innych.

Dlatego, choć zapowiada się poważnie, nie poddaję się! I nie mam zamiaru zejść na bocznicę. Wszystko tak, jak On chce! Stąd te moje wielkopostne rekolekcje przez cierpienie i walkę (i strach też, bo tego nie da się ukryć) niech zaowocują nawróceniem i zmianą. Poddaję się Jemu, bo chyba za bardzo polegałem na sobie i swoich siłach…

Dziś mam za sobą pierwszy tydzień w szpitalu. Jutro była planowana operacja. Jednak kolejny problem, tym razem laryngologiczny zmusza mnie do pójścia we wtorek na oddział laryngologii. Operacja serca musi mieć przygotowane pole, bez zagrożenia infekcjami. Stąd dodatkowe tygodnie oczekiwania. Ten tydzień w szpitalu pokazał mi na nowo, a właściwie potwierdził jeszcze jedna prawdę, że NAJLEPSZYCH PRZYJACIÓŁ POZNAJE SIĘ W BIEDZIE. Ciekawe, że Ci, od których oczekiwałbym wsparcia moralno-duchowego zniknęli, zamilkli. Są i odzywają się nieoczekiwani, i za to im dziękuję! Człowiekowi będącemu w szpitalu, pozostającemu w ciszy i samotności mnóstwa pytań i refleksji potrzeba niewiele. Uścisku dłoni, sms-a z dobrym słowem…

Szpital uczy pokory. Takie zatrzymanie w życiu nie jest łatwe, ale być może konieczne, by przemyśleć życie na nowo i podejmować codzienność w pełni sił i zaangażowania. W ostatnim tygodniu zostałem z moimi rodzicami, którzy wiernie mi towarzyszą, z kilkoma nieoczekiwanymi przyjaciółmi i wsparciem duchowym niektórych moich braci. Jestem Wam wdzięczny! No i z Jezusem, który pozwala się wesprzeć o Jego Krzyż. Mimo wszystko dziękuję Mu za taki Wielki Post w tym roku… Za tę szkołę posłuszeństwa i pokory. A co będzie dalej… To już Jego wola. Choć On wie, że plany są. Niech zatem poukłada je wraz ze mną i pokaże które na teraz są pierwsze i najważniejsze…

2 komentarze:

  1. Łukaszu, trzymaj się dzielnie. O Twej chorobie dowiedziałem się niespodziewanie w Rzymie od ojca Bronislawa. Bagno się za Ciebie modli!!! Pozdrawiam - Darek Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. *czesc luki
    dzwonilem do Olgi i powedziala mi to co napisales ze problem z migdalami uniemozliwia operacje ale nie wiedziala nic wiecej .
    bedzie dobrze ! nie poddawaj sie
    w modlitwie
    Ro

    OdpowiedzUsuń