3 cze 2009

Tak w środku tygodnia... o dobroci myśli kilka

Prowadziłem wczoraj pogrzeb pana Staszka. Przeżył tylko 56 lat. Rak nie pozwolił na więcej. Znałem od lat i jego i rodzinę. Ucieszyłem się więc, kiedy ksiądz proboszcz zaproponował mi poprowadzenie żałobnej liturgii. Dodam, że dla mnie każda liturgia jest osobnym wydarzeniem. Nie potrafię podejść do tego jakoś tak powiedzmy „mechanicznie”. I to nie tylko kiedy przewodniczę liturgii w mojej rodzinnej parafii. W liturgii pogrzebowej jest coś szczególnego. Jest jakiś osobisty element współczucia. Patrzę na trumnę i mam wrażenie, jakby to była zamknięta księga życia tego konkretnego człowieka. Księga, której należy się szacunek. W takich momentach staram się stawać wraz z bliskimi, złamanymi bólem obok trumny i po prostu być z nimi, na ile potrafię. Rozumiem, dlaczego „Requiem” należą do tak uroczystych i chętnie słuchanych dzieł muzycznych.

Wracając do pogrzebu pana Staszka. Natchnęło mnie, by przeczytać przydługi nieco fragment z ewangelii wg św. Mateusza (25, 31-46) o sądzie ostatecznym. Dlaczego? Bo tam jest prosta instrukcja o tym, co robić, żeby dostać się do nieba. I co robić, żeby zostać potępionym. Więc chodzi o to, żeby być dobrym człowiekiem. Żeby być człowiekiem dla człowieka i w każdym, nawet tym najmniejszym, z marginesu, widzieć człowieka. Wtedy można być spokojnym o przyszłość. O tym mówiłem nad trumną pana Staszka. Bo on był i chciał w życiu być dobry. I płacił za to słono. Dlaczego? Powiedziałem ludziom coś, co dobrze chyba wiedzą, że „ktoś, kto ma dobre serce, musi mieć twarde siedzenie…”. Niektórzy się uśmiechnęli. Ale czy nie tak właśnie jest? I mówiłem o tym, że wciąż się jest w życiu konfrontowanym ze śmierdzącym egoizmem innych. Zamkniętych w sobie i zapatrzonych w siebie. Pan Staszek był przyjacielem wielu ludzi. Stąd wielu przyszło go pożegnać, wielu płakało. Będzie go brakować. On sam często bardzo cierpiał. Nie dlatego, że choroba go zabijała. Cierpiał, bo brakowało mu energii, by móc tę dobroć rozdawać innym. I znaleźli się tacy, co to cierpienie od razu oceniali. Brutalny świat niesprawiedliwych ludzkich ocen… Stąd ewangeliczny opis sądu stał się dla mnie bardziej czytelny właśnie przy trumnie pana Staszka…

Być człowiekiem dla człowieka… Być przyjacielem. Nawet, jeżeli to miałoby kosztować nie wiadomo ile. Trudne to. Nie chcę póki co podejmować tego tematu za bardzo. Obawiam się, że i mnie wiele brakuje pod tym względem. Że egoizm, nawet jeśli jest śmierdzący i nie lubię go, czasem i ze mnie wychodzi i dotyka innych. Jest nad czym myśleć i co kontrolować. A jednak często myślę o tym, że chcę być dobrym, po prostu, zwyczajnie dobrym! Czasem bywam naiwny, fakt. Jednak mniejsza o to. Chcę być dobrym! Do tej kwestii muszę tu jeszcze powrócić.

Wyjść poza siebie, to spotkać się z drugim. Jest ktoś, pośród moich dobrych kolegów, kto zaskakuje mnie bardzo. Ten ktoś pisze mi czasem kilka słów, które przesyła mi e-meilem, a ja sprawdzając pocztę widzę, jak pośród kilkunastu spamów pojawia się taka perełka, jaką jest list od mojego kolegi. Piszę o tym z dwóch względów. Po pierwsze dlatego, że listy te sprawiają mi ogromna radość. Są trafnym komentarzem do tego, o czym piszę tu, na blogu, a co jest oknem mojej duszy. Są ważne także w tym momencie życia, w którym się znalazłem. Przypomina mi się wiersz ks. Wacława Buryły, który zresztą bardzo lubię. On mówi o spotkaniu, o byciu człowiekiem, dla człowieka i o tym, jak rodzi się głęboka przyjaźń:

niekiedy wystarczy
kilka słów
powiedzianych przez telefon
włożonych w kopertę
wysłanych na adres
kogoś kto samotność
zna bardzo dokładnie
na każdej drodze
potyka się o nią

czasami wystarczy
kilka chwil skradzionych
ciepło czyjejś dłoni
pochwycone w biegu
czyjś uśmiech znany
wyłowiony w tłumie
który wracał będzie
nocą bezsenną
kiedy gwiazdy płaczą

do szczęścia trzeba
tak bardzo niewiele
wystarczy że będziesz
na odległość ręki
na głębokość wzroku
na słyszalność serca
wystarczy że słowa
wyrosną jak mosty

To po pierwsze.
A po drugie, w liście, który odebrałem dzisiejszego wieczora, mój dobry kolega zwraca mi uwagę na pozytywny fakt, że w ostatnim blogowym poście napisałem wreszcie coś pozytywnego, że się poprawia, że czas wziąć się do roboty i że… no właśnie, BOGU DZIĘKI! Zdecydowanie za mało tych podziękowań… Bogu i ludziom! I w takich miejscach, gdzie brak wdzięczności, śmierdzi egoizmem. Zatem szczere dzieki, i Tobie M!

Tak sobie myślę na koniec, w kontekście dobroci i tego, co wyżej napisałem, że spotkanie z drugim, takie właśnie zwyczajne, proste, często nawet niezaplanowane – rodzi przyjaźń. Człowiek zaczyna wyczuwać drugiego. Nie myśląc w danej chwili o sobie i swoich sprawach. Żeby urodziła się przyjaźń, trzeba mieć czas. Chcieć się spotykać, wsłuchać się w drugiego, poszukiwać wspólnie odpowiedzi na pytania, które nurtują. Mieć czas. Chcieć być.

Życzę sobie takich przyjaźni. Prostych, normalnych, a dzięki temu głębokich i prawdziwych. Wlasnie takich, w gąszczu tak zwanych "przyjaźni", gdzie liczy się tylko załatwienie jakiejs sprawy - dla mnie oczywiscie...

3 komentarze:

  1. jako jednyn komentarz
    luka jestes po prostu WIELKI
    to tyle

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy wiesz po co żyjesz?
    Wpisz w ggoglu i się dowiesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwie drogi
    Każdy człowiek ma wolną wolę i może wybrać wieczność dla siebie dobrą lub złą. Żeby iść do piekła nie trzeba robić nic. Żeby się zbawić należy się mocno starać. Św. Piotr napisał: 1P 4:18 "A jeśli sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia, to bezbożny i grzesznik gdzież się znajdą?" Słowa Pana Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Mt 7:13 "Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą." W Dzienniczku św. Faustyny czytamy:
    W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się - dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli [mieli] łzy w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach.
    Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie - ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka - jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka - jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka - jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka - jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest.
    Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. (Dz. 741).
    Wybór drogi należy do Ciebie.
    Warto poświęcić trochę czasu dla wieczności.
    Pozdrawiam. Tadeusz katolik
    http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
    Przepraszam jeśli nie chcesz poznać Prawdy, która wyzwoli z błędów ciemności.
    Przepraszam, jeśli drugi raz.

    OdpowiedzUsuń