13 sie 2009

Odpust wawrzyńcowy


W ubiegłą niedzielę głosiłem Słowo u św. Wawrzyńca w Chorzowie. Był odpust parafialny. Cieszę się ilekroć tam wracam. Zadomowiłem się już w klimacie tej specyficznej, jak na wielkie miasto parafii. Jej specyfika polega na tym, że większość parafian to ludzie starsi. Wciąż nie rozumiem, dlaczego młodych miałoby „wywiać” w inne miejsca, gdyż uważam, że teren położony na wzgórzu pomiędzy chorzowskim Teatrem Rozrywki a Parkiem Kościuszki i stadionem Śląskim jest niezwykle atrakcyjny. A może to ja się już starzeję… Niewątpliwie prześladuje mnie potrzeba stabilizacji – we wszystkich wymiarach mojego „ego”. Ale nie o tym miałem pisać.

Zastanawiałem się jaki wybrać temat na odpustowe kazania w parafii, gdzie głosiłem już misje i rekolekcje. Zdecydowałem się „unowocześnić” św. Wawrzyńca! Pierwsza refleksja, która stała się punktem wyjścia wiązała się z pytaniem, czy potrzebujemy jeszcze dzisiaj świętych? Czy nie jest to jakiś kościelny archaizm (jeden z wielu zresztą w mniemaniu współczesnych)? A więc z jednej strony czy święty, taki jak Wawrzyniec, który żył w IV wieku, jest mi w ogóle do życia i szczęścia potrzebny? Z drugiej strony jednak, kiedy umiera ktoś wielki, takiej klasy jak Jan Paweł II bądź Matka Teresa, wówczas emocjonalność ludzka podpowiada, by stawiać tych ludzi na piedestałach świętości już (albo nawet przed) w chwili ich odejścia z tego świata. Hasło „Santo subito!” staje się transparentem. Jednak uwaga! Czy z biegiem czasu nie wyciągamy tego transparentu coraz rzadziej, z racji rocznicy lub szczególnego wydarzenia? Emocje wystygły, życie biegnie do przodu, a za przeproszeniem, co z „Santo subito”? No właśnie. Dlatego nie jestem zwolennikiem ani głoszenia takich haseł, ani też expressowych procesów beatyfikacyjnych w Kościele. I tu (mam tego świadomość) narażam się wielu… Jednak do dogmatów wiary ta kwestia nie należy. Jest jeszcze trzeci wątek sprawy świętych. Mianowicie kiedy umiera ktoś, kto wykreował się na gwiazdę, bądź też go wykreowano na takową, jakiś idol (patrz np.: Michael Jackson), następuje ogólne poruszenie, wzruszenie i żałoba. Odszedł idol! Zostajemy bez niego. A przecież to on kreował rzeczywistość i styl życia wielu nie tylko fanów. Czujemy się opuszczeni. Dlaczego się to stało? I nie jest wtedy ważne ani to, że np. idol miał już swoje lata, że chorował, że mógł się bardzo źle w życiu prowadzić. Nie. Problem w tym, że go już nie ma!
Czy potrzebujemy zatem świętych? A jeśli tak, to jakich? Czy np. Wawrzyniec może jeszcze coś wnieść w życie XXI - wiecznego człowieka?

Święty to nie jest ktoś, kto przeżył życie perfekcyjnie, ktoś idealny, bardzo pobożny. Święty to także nie gwiazdor bądź gwiazda, idol publiczności. Święty, w moim rozumieniu, to przede wszystkim ktoś, komu udało się w końcu po walce, trudach, niepowodzeniach, upadkach i zmaganiach, osiągnąć w życiu harmonię, to ktoś, kto stał się też w końcu jedno z Chrystusem, według słów św. Pawła: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Święty to ktoś, kto odnalazł harmonię, przyjmując styl życia Ewangelii. Pismo Św. stało się dla niego instrukcją życia, dobrego i szczęśliwego.

Próbując zsynchronizować życie rzymskiego diakona Wawrzyńca ze słowami Pisma, znalazłem w proponowanych przez liturgię wiele odnośników. Rzeczywiście można by zaplanować cały cykl kazań o św. Wawrzyńcu na podstawie czytań w liturgii Słowa. Na tegoroczny odpust postanowiłem wybrać jedno. Mottem stał się refren śpiewanego psalmu 112: „Mąż sprawiedliwy obdarza ubogich”. Tłumacząc kolejne słowa – znów to powiem: nieco archaicznie i staro-kościelnie brzmiącego refrenu – odkrywałem profil duchowy Wawrzyńca, próbując uwspółcześnić świętego. I tak:

- „Mąż” – nie chodzi nam tu o mężczyznę, chłopa czy faceta, kogoś szczególnie cnotliwego i nietuzinkowego, ale chodzi o Człowieka (mężczyznę bądź kobietę) pisanego przez wielkie „C”. Człowieka, dla którego podstawowym sensem życia jest człowieczeństwo. „Szukam Człowieka”, to zdanie od dawna jest jednym z istotniejszych w moim życiu. Ów „mąż” to także ktoś, o kim mówi pierwsza zwrotka psalmu, że jest „człowiekiem, który boi się Pana”, bogobojny, dla którego Bóg jest Bogiem.

- „Sprawiedliwy”. Co oznacza, że człowiek ten jest sprawiedliwy? Według jakich kryteriów sprawiedliwości? Czy takich, według których otrzymasz tyle, ile sobie wypracowałeś i nie obchodzi mnie nic więcej, bądź też potraktuję cię tak, jak sobie na to zasłużyłeś? Kierując się tak rozumianą sprawiedliwością, stajemy się rygorystami, bądź ludźmi „bez serca”. Niby wszystko w porządku, a jednak… Najtrudniejsze jest jednak to, że nie rzadko trzeba człowiekowi zarabiać na miłość. I to już w domu rodzinnym! „Będę cię kochać, jeśli…”. Miłość za coś, miłość z powodu czegoś, miłość za pieniądze… boli, rani, zabija.
W kontekście sprawiedliwości zacytowałem ostatnią encyklikę Benedykta XVI, „Caritas in veritate”: „Przede wszystkim sprawiedliwość. Ubi societas, ibi ius: każde społeczeństwo opracowuje własny system wymiaru sprawiedliwości. Miłość przewyższa sprawiedliwość, ponieważ kochać to znaczy darować, ofiarować coś mojego drugiemu; ale miłości nie ma nigdy bez sprawiedliwości, która skłania, by dać drugiemu to, co jest jego, co mu się należy z tej racji, że jest i działa. Nie mogę drugiemu «darować» coś z siebie, jeżeli mu nie dam w pierwszym rzędzie tego, co mu się należy zgodnie ze sprawiedliwością. Kto kocha drugich, jest przede wszystkim sprawiedliwy wobec nich. Sprawiedliwość nie tylko nie jest obca miłości, nie tylko nie jest alternatywną albo paralelną drogą miłości: sprawiedliwość jest niepodzielnie związana z miłością” (nr 6). To jest dobra synteza!

- „Obdarza”. Kwestia obdarowywania wypływa z miłości. I znów papież pisze, że na miłość trzeba patrzeć zawsze jako na rzeczywistość „przyjętą i darowaną”. Muszę nauczyć się przyjmowania, żeby dawać. Mogę dawać z tego, co posiadam, kim jestem. Mój zmarły przyjaciel Justyn, który słynął z tego, że wszystkim co miał się dzielił, mówił mi często, że z jednej kieszeni daje, a w drugą dostaje. Ta złota zasada spowodowała, że choć żył niezwykle skromnie, to nigdy mu niczego nie brakowało. Nawet świeżych kwiatów na stole!

- „Ubogich”. Nie mylić z biedakami i nędzarzami proszę! Nie można na ubóstwo patrzeć jedynie w kategoriach braków materialnych. Ubóstwo ma wiele wymiarów. Śmiem twierdzić, że każdy jest w pewnym sensie ubogi, jeśli tylko to widzi w sobie. Ubóstwo duchowe (nieraz prawdziwa nędza i pustka), intelektualne, uczuciowe (dziś coraz bardziej związane z wirtualnym postrzeganiem świata i ludzi), i oczywiście materialne. Ale to także np. wygląd, wiek, starzenie się, choroba, niepowodzenia. Definiując własne ubóstwo i akceptując to, czego się już nie da zmienić, mogę stać się wielka pomocą (prawdziwym skarbem) dla drugiego, który ucieka przed swoim ubóstwem. Wawrzyniec przyprowadził ubogich z Rzymu i określił ich „skarbami Kościoła”. Zatem warto przemyśleć własne ubóstwo, by walcząc z nędzą w sobie, zaakceptować to, co może być bogactwem dla innych.

I tak – w skrócie – przybliżałem Wawrzyńca, świętego Wawrzyńca, życząc sobie i słuchaczom tego, by mieć odwagę stawania się Człowiekiem, który będąc sprawiedliwy sprawiedliwością wypływającą z miłości, będzie dawał i dzielił się z innymi tym zwłaszcza, co stanowi przestrzeń swojego „ja”, także ograniczeniami i nie domaganiami, także odwagi tego, by stawać się świętym.

1 komentarz:

  1. powstala wersja eletroniczna kuriera rzymskiego , oto linek mozesz sobie jesli chesz go dorzucic do twoich blogow obserwowanych
    http://kurierrzymski.blogspot.com/
    pozdrawiam i do zobaczenia w pazdzerniku
    pa

    OdpowiedzUsuń